Historia Oli podczas relacji na wydarzeniu „Świat po mojemu” nas zachwyciła-podróżniczka w zawrotnym tempie opowiedziała nam nie tylko o niesamowitych doświadczeniach swoich i swojej towarzyszki z podróży do Azji, ale i udzieliła wielu cennych wskazówek. Zadaliśmy jej jeszcze kilka pytań:

Co Was zmotywowało do tak dalekiej wyprawy?

Do tej pory podróżowałyśmy po Europie. Kiedy dwa lata temu przemierzałyśmy autostopem Bałkany (a podczas stopowania ma się sporo czasu ;)), powstał pomysł, żeby wybrać się poza jej granice. Z innych kontynentów najbardziej kusiła nas Ameryka Północna i spełnianie naszego American Dream, ale na to jeszcze musimy sobie uzbierać, więc kolejnym pomysłem była Azja, a dokładniej Indochiny. Skończyłyśmy studia i stwierdziłyśmy, że to świetny moment, żeby pojechać gdzieś na dłużej, bo wyszłyśmy z założenia, że jak już jedziemy tak daleko, to trzeba z tego jak najlepiej skorzystać.

azja
Jak wyglądały przygotowania do Waszej wyprawy?

To tak naprawdę była nasza pierwsza tak długa i daleka wyprawa, ale podróżujemy nie od dziś i od lat organizujemy sobie same wyjazdy, więc nie było to bardzo skomplikowane ;). Po pierwsze, trzeba było kupić bilety – znalazłyśmy niesamowitą okazję biletu na trasie Bangkok-Warszawa (300 zł), więc najpierw były kupione te powrotne. Jakiś czas później dokupiłyśmy bilet do Bangkoku, miałyśmy je ok. 3 miesiące przed wyjazdem. Wtedy zaczęło się czytanie o rejonach, do których miałyśmy jechać i planowanie trasy. Dodatkowo wyrobiłyśmy sobie dolarowe karty walutowe, kupiłyśmy trochę sprzętu oraz ubezpieczenie. No i na koniec było wielkie pakowanie, które okazało się wcale nie takie straszne! To w wielkim skrócie, szczegółowo nasze przygotowania do wyjazdu opisujemy na naszym blogu TRAVELIANKI.

Skąd pasja do podróży?

Już kiedy byłam dzieckiem moja babcia opowiadała mi jak to z dziadkiem za czasów komuny samochodem zjeździli prawie całą Europę. Do tego czarowała mnie slajdami rzucanymi na ścianę jej mieszkania. Pierwsze podróże odbywałam z moimi rodzicami, a pod koniec liceum wraz z kuzynką postanowiłyśmy jako Zosie-Samosie zorganizować sobie samodzielnie wyprawę do Włoch. I tak się zaczęła prawdziwa przygoda z podróżowaniem, chodzeniem na prelekcje podróżnicze i organizowaniem spotkań podróżniczych w ramach swoich własnych projektów ;).

kambodża

W jaki sposób układaliście trasę- konkretne punkty?

Na samym początku wspólnie zastanowiłyśmy się, do jakich krajów chciałybyśmy pojechać. Po wstępnym researchu i długich rozmowach stanęło na Tajlandii, Laosie, Wietnamie i Kambodży. Następnie podzieliłyśmy się po dwa kraje i wgryzałyśmy w nie – głównie czytając blogi podróżnicze. Z tego powstały listy miejsc, które chciałybyśmy odwiedzić. Potem wspólnie usiadłyśmy nad mapą, zaznaczyłyśmy je i powstała trasa (po odrzuceniu miejsc, które bardzo od niej odbiegały).

Czy zmienilibyście coś wybierając się ponownie w tak długą podróży?

Jeśli chodzi o trasę – na pewno pojechałybyśmy na północ Wietnamu – do Hanoi, Sapy oraz przy okazji zobaczyć słynną Ha Long Bay. Ominęłybyśmy także prawdopodobnie Hue. Dodatkowo wzięłybyśmy mniej ciuchów (można je w Azji kupić za grosze) i pewnie te, które mogą się ewentualnie zniszczyć (pierze się tam ubrania w niskich temperaturach). Zostawiłybyśmy w Polsce buty trekkingowe (na tamten klimat są za ciepłe), a także peleryny przeciwdeszczowe, które zamieniłybyśmy na parasole.

Ile czasu trwała wyprawa i czy podczas niej były jakieś zwątpienia/ zawahania/ kłótnie?

Wyprawa trwała 7 tygodni i była to jak dotąd najdłuższa nasza wspólna podróż. Charakterologicznie jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami, więc oczywiście były momenty spięć – ale to naturalne, kiedy się spędza ze sobą przez tyle czasu 24 h na dobę i czasem warunki bywają trudne ;). Poważniejszych zwątpień i zawahań sobie nie przypominam – może bardziej w kierunku, tym jak będzie wyglądało nasze życie po powrocie, bo skończyłyśmy studia i czekały nas gruntowne zmiany.

Spośród wszystkich miast/miejscowość, które odwiedziliście podczas Waszej podróży które i dlaczego polecilibyście innym?

Moje dłuższe podsumowanie można znaleźć na naszym blogu. Jeśli miałabym się nie rozwodzić, to w Tajlandii przede wszystkim polecam Sukhotai – za niezwykłą magię buddyjskich świątyń w iście tropikalnym klimacie, a także Dumbo Elephant Spa w górach przy Chiang Mai za absolutnie niesamowity dzień ze słoniami i lokalsami.

indochiny

W Laosie trzebaby być w Luang Prabang – poznać mulitikulturowe towarzystwo, pójść do kultowej Utopii i wykąpać się w pobliskich wodospadach, a także przeżyć rejs slow boatem. W Wietnamie nie wolno pominąć Hoi An – jest to czarujące miejsce w dzień i w nocy, wąskie uliczki z małymi sklepikami i wietnamskimi pysznościami podbijają serce i podniebienie, a do tego jeszcze piękna plaża w okolicy! W Kambodży trzeba odwiedzić świątynie Angkor Watu i przenieść się kilka wieków wstecz do ich chłodnych i różnorodnych przestrzeni zlokalizowanych w tropikalnych okolicach. Dodatkowo warto pochillować na południu Kambodży – zarówno w Kampocie, jak i okolicach Sihanoukville i delektować się pyszną lokalną kuchnią, pięknymi, jeszcze nie za bardzo skażonymi przez zachodnich turystów widokami oraz hippisowskim klimatem, który bierze się z międzynarodowego towarzystwa, które tu przyjeżdża, ale też ma tu swoje biznesy.

Największe rozczarowanie oraz zaskoczenie podczas całej podróży?

Tak jak wcześniej wspomniałam, rozczarowało nas Hue – oprócz pysznego street-foodu punkty must-see były zniszczone przez wojny, a także bardzo od siebie oddalone, więc bez wykupionej wycieczki ciężko byłoby je zobaczyć. Dodatkowo wielka dzielnica Chinatown w Sajgonie została nazwana przez nas i Taro (nasze Nowozelandzkiego towarzysza) „The shittest Chinatown in the world”, bo była brudna i nie zachwycała ani budowlami, ani kuchnią, ani niczym innym. Zaskoczeń było co niemiara – to w końcu uroki Indochin ;)! Dla przykładu wielkie kłębowiska kabli, które wiszą na ulicach, absolutnie szalony wietnamski ruch drogowy, kawa z jajkiem z północy Wietnamu i wiele, wiele innych…

Wymieńcie 3 rzeczy bez których nie wyobrażacie sobie takiego wyjazdu, a może jakaś konkretna, która uratowała Wam życie?

Z rzeczy technicznych – powerbank, który czasem ratował życie naszych telefonów, w których trzymałyśmy rezerwacje i inne ważne informacje, a także do dyspozycji miałyśmy świetną aplikację Maps.me (takie wypas Google Maps, ale działa off-line). Ze spraw bardziej miękkich: po pierwsze, ludzie! Zarówno spotykani lokalsi, jak i inny podróżnicy, którzy byli prawdziwymi skarbnicami doświadczeń i wspaniałych historii, a także naszymi towarzyszami przygód ;). A po drugie, otwartość – w Azji Południowo-Wschodniej co rusz trafia się na sytuacje, w których ma się mind-fuck: od błahostek (np. fanty z bitą śmietaną), po poważniejsze sprawy (nie stajemy na nocleg w umówionym miejscu, w którym wszyscy mają rezerwację, bo coś się zepsuło, a łódź nie ma reflektora i nie można płynąć po ciemku, zatem śpimy bez jedzenia na środku Mekongu w łodzi turystycznej! A dowiadujemy się, że taka sytuacja będzie miała miejsce przypadkiem – tylko dlatego, że jedna z turystek znała tajski). Jeśli będziemy mieć otwarty umysł, a do tego sporo dystansu, to takie rzeczy mogą nas wzbogacić, a nie np. zdenerwować ;).

Czy wchodziłyście w interakcje z localsami? Jeśli tak to, w którym z krajów był najlepszy kontakt?

Jesteśmy jak najbardziej otwarte na kontakty z miejscowymi – wiadomo, oni tak naprawdę znają najlepiej dane miejsce, kulturę, zwyczaje. W Tajlandii miałyśmy okazję dłużej rozmawiać z nativami w Bangkoku oraz w Chiang Mai, a także trochę lepiej udało nam się poznać wietnamską kulturę – przede wszystkim dzięki niesamowitemu home stayowi w Hoi An. Generalnie ludzie w Indochinach są bardzo otwarci – nawet mimo barier językowych, więc jeśli chce się dowiedzieć więcej, to śmiało trzeba próbować ;)!

jedzenie w Azji

Najsmaczniejsze jedzenie, które jadłyście oraz czy próbowałyście je zrobić po przyjeździe do Polski? 🙂

Jesteśmy typem foodies, więc jedzenie to dla nas zawsze gratka ;)! W Azji, a szczególnie Tajlandii, jedzenie jest na każdym kroku i street food jest jak najbardziej warty do eksplorowania. Z tego powodu zrobiłyśmy nawet nasz subiektywny ranking na blogu. A w wielkim skrócie – wygrywa chyba kambodżańska wołowina Lok lak z kampockim pieprzem i wietnamska zupa Pho. Niestety trudno w Polsce dostać takie świeże zioła, jakie są dostępne tam na miejscu, więc odtworzenie tych potraw jest trudne – mimo że przywiozłyśmy trochę przypraw i używałyśmy je do eksperymentów kulinarnych już w domu.

robak

Czy próbowałyście tajskiego masażu? 🙂 

Taki miałyśmy zamiar! Jeszcze w Polsce słyszałyśmy, że lepiej to zrobić na Północy Tajlandii, bo tam masaże są tańsze i lepsze (ta część jest mniej turystyczna niż Bangkok i tajskie wyspy). Jednak będąc już w Chiang Mai co chwilę mówiłyśmy sobie – „Musimy iść na masaż!” aż w końcu wyjechałyśmy z Tajlandii bez masażu!

Czy spotkałyście się z balutem (jajko z embrionem kaczki) w Wietnamie lub Kambodży?

Bardzo możliwe, ale nie mamy pewności – targi w Kambodży były trochę podejrzane, można było tam zobaczyć sterty przeróżnych jajek i podejrzewamy, że pośród nich możnaby znaleźć również te z embrionami, dlatego oprócz patrzenia i robienia zdjęć wolałyśmy nie wchodzić w szczegóły ;).

Jak znosić tamtejsze temperatury?

W czasie, kiedy my byłyśmy (październik/listopad) w tamtym rejonie klimat czasem był uciążliwy, ale dało się wytrzymać – najcieplejsze są miesiące w pierwszej połowie roku. Tak czy tak – trzeba pić dużo wody, smarować się filtrem i warto korzystać z jeżdżenia rowerami lub skuterami, jeśli jest taka sposobność – wiaterek od pędu miło chłodzi :).

azja2

Czy korzystałyście ze skuterów podczas poruszania się po Azji? 

Miałyśmy taki zamiar, ale koniec końców nie. Jest to jeden z najbardziej popularnych środków transportu – szczególnie w Wietnamie. Co ciekawe (i czasem przerażające), na jednym skuterze często jeździ cała rodzina – mama, tata i trójka dzieci. My nie miałyśmy doświadczenia skuterowego z Polski, dlatego od razu odrzuciłyśmy wynajmowanie tego pojazdu w mieście, bo zasady ruchu drogowego rządzą się w tamtych rejonach swoimi prawami (a do tego w Tajlandii ruch jest lewostronny). Chciałyśmy nauczyć się jeździć na skuterze po naszych „wiejskich” drogach w okolicach Kampotu, ale technicznie trzebaby wypożyczyć skuter z miasta i ze względów formalnych w końcu tego nie zrobiłyśmy. Ale jeśli jesteście odważni, to polecamy – jeżdżenie na skuterze daje na pewno dużą wolność i pozwala na dotarcie do miejsc, które są trudno dostępne dla rowerów (są za daleko) czy np. autobusów.

Rozmawiała Maja Giętkowska

Opracowała Joanna Giętkowska