19.10.2016 | Azja
Tajlandia to jedno z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc na kuli ziemskiej. Tanim kosztem doświadczyć tu można wiele – piękne krajobrazy, przepyszna kuchnia i piaszczyste plaże to tylko niektóre z powodów, które przyciągają tu zagranicznych gości. Częstym kierunkiem wczasowiczów jest wyspa Phuket, która ma opinię przereklamowanej, ale czy słusznie?
Phuket wybrałam na cel swojej podróży z powodu niskiej ceny biletów. Dlaczego były tak tanie? Wrzesień to środek pory deszczowej i wielu turystów unika Tajlandii w tym właśnie okresie. Przed wyjazdem miałam nadzieję, że to przesadzone opinie, wybrednych turystów. Niestety monsun daje o sobie znać każdego dnia. Doświadczyłam tego na własnej skórze. Z moich codziennych obserwacji wynikało, że ulewne deszcze zdarzały się zazwyczaj w godzinach 15-17. Temperatura na Phuket wynagradza jednak wszystko. Co najważniejsze wyspa w tym czasie nie jest pełna turystów. Nam udało się upolować hotel z basenem, który (o dziwo!) przez większość czasu mieliśmy tylko dla siebie.
Pierwszego dnia wypożyczyliśmy skuter i postanowiliśmy odkryć plaże na zachodnim wybrzeżu wyspy. Podróżowanie tym środkiem transportu w Tajlandii podobno bywa niebezpieczne. Razem z chłopakiem zjechaliśmy jednak całą wyspę i nie mieliśmy żadnego problemu. Nie znaczy to, że nie należy uważać. Zdarzało się, że właściciele motorowerów jeździli pod prąd lub nieostrożnie wyprzedzali. Naszą podróż tego dnia planowaliśmy zakończyć na Patong – najbardziej kiczowatym miejscu Tajlandii. Niestety, a może i dobrze, zatrzymał nas deszcz, który był na tyle intensywny, że nie dało się dalej jechać. Zmoczeni do suchej nitki staliśmy przy drodze czekając na poprawienie pogody. Gościnna Tajka zaprosiła nas pod dach swojego sklepiku, chociaż i tak wszystkie rzeczy były mokre. Pomimo ograniczonej znajomości angielskiego mieszkańcy są bardzo przyjaźni i wyrozumiali w stosunku do turystów, którzy np. zapomnieli o zakupie płaszcza przeciwdeszczowego i wybrali się na drugi koniec wyspy 😉
Kolejnego dnia, chcąc uniknąć ponownego zmoczenia przez deszcz wybraliśmy się do stolicy wyspy. Tym razem zamówiliśmy taksówkę. Tutaj pojawia się pytanie, czy Phuket jest rzeczywiście nastawione tylko na turystów i w związku z tym – ceny są wyższe. Nasz hotel znajdował się około 40 minut od miasta w mało popularnym turystycznie miejscu wyspy. Jeśli zdecydowalibyśmy się na transfer z hotelu, kosztowałoby to nas 1000 batów (ok. 110 PLN) w jedną stronę. Na wyspie nie funkcjonuje Uber, ale aplikacja Grab pozwala na rezerwowanie tańszych taksówek. Ta sama trasa przez aplikację kosztowała ok. 450 batów. Możliwe, że to i tak drogo porównując do innych miejsc w tym kraju. Najważniejsze jednak jest to, że jeśli chcemy i umiejętnie poszukamy, to nadal możemy na Phuket jeść i podróżować za grosze. Zabytki, takie jak świątynie czy wielki Budda są całkowicie darmowe. Jedzenie w miejscowych budkach kosztuje mniej niż 40 batów. Wszystko jest kwestią naszego wyboru.
W Tajlandii podobno trzeba się targować. Osobiście nie potrafię i dlatego też nie lubię tego robić. Zazwyczaj jednak nie podróżuje sama, a mój chłopak jest mistrzem negocjacji. Na wycieczkę po wyspach zatoki Phang nga pojechaliśmy za mniej niż połowę początkowej ceny. Nie wiem, czy to kwestia ich organizacji czy braku sezonu, ale mieliśmy okazje plażować na jednej z wysp tylko i wyłącznie z naszą grupą. Cała wyspa była dla nas, a morze w porównaniu z plażami na Phuket niezwykle spokojne. Podobnie było na wyspie Bonda, która jest w Internecie opisywana jako jedna z najbardziej przereklamowanych atrakcji. Nie podzielam jednak tej opinii. Widoki są tu przepiękne, a ilość turystów czy stoisk z pamiątkami wcale nie uważam za przytłaczający. Najbardziej polecam jednak pływanie kajakami pomiędzy niesamowitymi formacjami wyłaniającymi się z morza w zatoce Phang nga. Płynąc łodzią nie zauważymy na skałach ogromu życia, które się tam toczy. W kajaku jesteśmy nagle blisko małych krabów i ptaków.
Przez kolejne dni byliśmy ogromnymi szczęściarzami, nie spadła nawet kropla deszczu, co pozwoliło nam zjechać na samo południe wyspy. Z najbardziej wysuniętego na południe miejsca pojechaliśmy do Karon, gdzie kręciło się sporo turystów. Na samej jednak plaży znaleźliśmy bez problemu miejsce w cieniu drzewa, gdzie mogliśmy odpocząć. We wrześniu fale na Phuket są dość duże, dlatego jeśli można pływać to tylko w wyznaczonych miejscach. Każda plaża, nawet pusta, ma swojego ratownika. Na południe od plaży Kamala na plażach nie ma barów i masażystek, dlatego też mało tu turystów. Nas jednak przekonały niesamowite widoki i ciepła woda.
Pisząc o Tajlandii trzeba wspomnieć o jedzeniu. Łatwo pokochać tajską kuchnię, a mimo swojej popularności, na Phuket nie odnajdziemy wielu europejskich knajp. Mamy tu okazje znaleźć prawdziwe azjatyckie smakołyki w przyzwoitej cenie. Najbardziej w tym wszystkim, zachwyciło mnie jednak to, że tanie i dobre jedzenie zjeść można z widokiem za milion dolarów. Zatoka morza Andamańskiego, tropikalna rzeka, „pływające miasto” czy panorama Phuket Town to tylko niektóre z miejsc, w których mieliśmy okazję ucztować. Wśród potraw poza standardowym pad thaiem czy zielonym curry polecam sos curry z mięsem z kraba – wyśmienite!
Podsumowując, czy Phuket to tajski kit czy hit? Moim zdaniem, jeśli nie straszny Wam deszcz, to pora monsunowa to dobry czas na odwiedzenie wyspy tańszym kosztem i poczucie jej prawdziwego klimatu. Może i nie przywieziemy ze sobą mnóstwa zdjęć z idealnie turkusową wodą, ale unikniemy tłumów i wysokich cen. Nie żałuje wyboru miejsca i pory wyprawy. Uważam wręcz, że w sezonie trudniej byłoby doświadczyć i docenić tutejszą kulturę.